sobota, 2 czerwca 2012

Rozdział II

Mamy nadzieję, że pierwszy rozdział Was, jako-tako, nie zawiódł... Planujemy jak najszybciej dodać menu. Naszym priorytetem są bohaterowie, postaramy się pogrzebać w przeszłości bohaterów i Wam ich jak najjaśniej przedstawić.
No i nieskromnie apelujemy o komentarze, bo to one działają na nas jak olej napędowy i dają zastrzyk weny, co by każdy kolejny rozdział był jeszcze bardziej puchaty od poprzedniego...


Stałem przy recepcji w studiu wytwórni wypełniając jakieś formularze, które zostawiła mi menadżerka, jednak myślami byłem daleko, bo przy niejakim Kitamurze Ryo. Minęły dopiero dwa dni, a ja walczę ze sobą by nie odliczać godzin do następnego spotkania. Co jest ze mną? Momentami łapię się na naprawdę nieprzyzwoitych myślach dotyczących tego chłopca. Oddałem sekretarce papiery i rozejrzałem się. Brwi mimowolnie powędrowały mi do góry, kiedy w oddali ujrzałem młodego, wyraźnie przestraszonego i zdezorientowanego dzieciaka o czarnych, podskakujących w rytm kroków kosmykach opadających na oczy.   


####  
Odkąd dostałem telefon od Yasu nie myślałem o niczym innym, tylko o przybyciu tutaj i natychmiastowym odebraniu scenariusza, ale nie mogłem zrobić tego tak szybko. Nie wiem dlaczego, ale podświadomie czułem, że powinienem poczekać. Udało mi się wytrzymać tylko dwa dni, co i tak było niezłym wynikiem, zwłaszcza że miałem ochotę przybiec tu zaraz po rozmowie.
Prychnąłem, odganiając natrętne kosmyki od oczu. Wypadałoby je w końcu podciąć, ale gdy tylko chciałem to zrobić pojawiał się ktoś kategorycznie mi tego zabraniając. Rozejrzałem się zdezorientowany, nie mając właściwie żadnego pojęcia gdzie powinienem się udać. Ostatnim razem, gdy znalazłem się w tym miejscu, jakaś miła pani zaprowadziła mnie i resztę oczekujących we właściwe miejsce, jednak byłem wtedy zbyt podekscytowany by zapamiętać trasę.
- Co teraz? – mruknąłem do siebie, gdy nagle moje spojrzenie zatrzymało się na stojącym przy ladzie recepcji Yasu. Uśmiechnąłem się nieśmiało i podszedłem do niego, czując jak na moich policzkach powoli zaczynają pojawiać się wypieki. – Dzień dobry, przyszedłem odebrać scenariusz, ale nie wiem, gdzie powinienem się po niego udać. Pomoże mi pan?

####


Pochyliłem się do niego z rozbawieniem, jednym łokciem wciąż opierając się o blat. Mało kto zwracał się do mnie per "Pan" i nie byłem pewny, czy chcę to zmieniać.
- Mów mi po prostu Yasu. Do teledysku powinieneś zmienić odcień na jaśniejszy – powiedziałem, bez ogródek łapiąc za pasmo typowo azjatyckich włosów. Roześmiałem się na widok uroczych rumieńców, wykwitających na policzkach Kitamury. Zabrałem rękę z jego głowy tylko po to, aby chwycić go za dłoń i pociągnąć za sobą, skinąwszy uprzednio na zdezorientowaną recepcjonistkę, aby przyniosła potrzebny chłopakowi scenariusz. Usadziłem go na kanapie a sam ulokowałem się obok, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
- Ile ty właściwie masz lat? Muszę wiedzieć czy to, co chcę zrobić jest dozwolone. Nie potrzebuję teraz policji na karku i oskarżenia o pornografię dziecięcą. – Pochyliłem się nad nim, a jego speszona mina tylko wzmagała poczucie błogości i pewność siebie, jaką dawała mi jego obecność.


####


-Do jakiego koloru powinienem rozjaśnić? – spytałem spokojnie, ciągnąc za kosmyk czarnych włosów, by móc na niego spojrzeć. Okazały się jednak zbyt krótkie, bym mógł to uczynić, więc zaprzestałem tej czynności, uświadamiając sobie jednocześnie jak głupio musiałem w tamtym momencie wyglądać. Zarumieniłem się mocniej, nie odwracając jednak wzroku i patrząc dzielnie na Yasu. I tak już wystarczająco wiele zrobiłem na swoją niekorzyść, niech zachowam chociaż resztki dumy. -  A o oskarżenia martwić się nie musisz, mam już ukończone dwadzieścia jeden lat – burknąłem, odsuwając się nieco od niego. Był stanowczo zbyt blisko mnie, co nie wpływało zbyt dobrze na moją koncentrację i umiejętność prawidłowego składania zdań. Po chwili jednak dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez niego słów. Otworzyłem szeroko oczy w wyrazie bezbrzeżnego zaskoczenia i spojrzałem na niego tępo. – Zaraz… Co ty właściwie chcesz mi tam zrobić?


####


Roześmiałem się złośliwie i bynajmniej nie niewinnie, powstrzymując się całą siłą woli przed pocałowaniem go w czoło. Skupiłem za to wzrok na włosach chłopaka. Co prawda specjalnie wstawałem dzisiaj wcześniej, by jeszcze przed pracą wstąpić do drogerii...
- Poczekaj tutaj chwilę - mruknąłem i pobiegłem do studia, w którym zostawiłem torbę. Czarną, jak najbardziej męską, a jednak z wnętrzem przerażająco przypominającym kobiecą torebkę. Po przekopaniu jej całej w końcu wygrzebałem farbę do włosów w odcieniu jasnego blondu i wróciłem do Kitamury. Przyglądałem się, jak niepewnie obraca w drobnych palcach opakowanie, czytając dokładnie etykietkę. Nagle poczułem jak ktoś podchodzi od tyłu i kładzie mi dłonie na oczach. Poruszyłem się gwałtownie, a rękę automatycznie skierowałem na swoją twarz. Odetchnąłem z ulgą, czując na palcu wskazującym "napastnika" dobrze znany mi sygnet. Odwróciłem się gwałtownie i rzuciłem na szyję Akihide, gitarzyście wspierającemu w Acid Black Cherry i mojemu dobremu przyjacielowi. Aki zaśmiał się i przechylił tak, by mieć dobry widok na scenę za moimi plecami.
- Yasu, kto to? Masz nowego kochanka i mi się nie pochwaliłeś? No, no, ładny, nawet ładniejszy niż poprzedni! - Wyszczerzył się, a mnie zrzedła mina. To zabrzmiało, jakbym chciał wykorzystać Ryo. Owszem, może moje myśli względem niego nie były do końca czyste, ale wyszło, jakbym zamierzał wciągnąć go przy najbliższej okazji do łóżka i porzucić. Odwróciłem się znów w stronę Kitamury i przechyliłem głowę, czekając na jego reakcję.


####


Zesztywniałem, słysząc słowa gitarzysty Acid Black Cherry. Początkowo zaskoczyła mnie ta zażyłość i bliskość panująca między nimi. Poczułem nawet coś na kształt zazdrości. Ale potem, kiedy dotarły do mnie dalsze słowa Akihide... stało się to nieważne. „Nowy kochanek”, „poprzedni”. Było takich więcej jak ja? Naiwnych chłopaków, pragnących w jakiś sposób spełnić fragment swoich marzeń, by następnie dołączyć do kolekcji? Ja nie tego chciałem, nie po to tu przyszedłem. Chciałem tylko zrealizować swoje proste marzenie i wystąpić obok Yasu na planie teledysku, nic ponad to. Nawet nie śniło mi się by mógł postrzegać mnie w tych kategoriach.
- Ja… Może jest już na to nieco zbyt późno i spowoduję pewne opóźnienia, ale chciałbym jeszcze raz przemyśleć tę decyzję. Podjąłem ją chyba zbyt pochopnie – wyszeptałem, zaciskając mocno palce na opakowaniu farby. Zerwałem się zaraz potem na równe nogi i niemalże wybiegłem z wytwórni. Czułem się dziwnie, jakiś niepokój zagościł w moim sercu. Miałem wrażenie, że to wszystko jest nie tak jak być powinno, że całe moje wyobrażenie o Yasu zostało w tym momencie przerobione w drobny pył. Choć nadal nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś się nie zgadza, że mimo wszystko Yasu taki nie jest… Pokręciłem głową, pozbywając się  natrętnych myśli.
- Chyba czas dorosnąć, Ryo…


####


Patrzyłem, jak chłopak na wpół wybiega, na wpół wychodzi ze studia, niezdarnie zamykając za sobą drzwi. Miałem ogromną ochotę za nim pobiec, ale podświadomość szeptała mi, że wcale nie zrezygnuje z tej roli tak łatwo, jak to chwilę wcześniej zasugerował, a ja musiałem coś jeszcze załatwić. Policzyłem do trzech po czym powoli odwróciłem się z powrotem twarzą do Akiego. Spoglądał na mnie niewiele rozumiejąc, zapewne nawet nie zdając sobie sprawy, jak bardzo się mylił i jak wielki błąd popełnił – w każdym razie takie właśnie sprawiał wrażenie, ale jego zdolności aktorskie nie od tego dnia były mi dobrze znane.
- Wcale nie miałem wielu kochanków. I nigdy się nikim nie zabawiałem. – Zmrużyłem gniewnie oczy, nie bardzo wiedząc, jakiej reakcji mogę się z jego strony spodziewać.
- Ya-san, dlaczego się tak przejmujesz? I co miał na myśli mówiąc o pochopnej decyzji? - zapytał mężczyzna, a wyraz rozbawienia nie znikał z jego twarzy.
- Nie spałem z nim! Nawet go nie znam. Będzie grał w teledysku do Chou, w którym, popraw mnie jeśli się mylę, ty nie będziesz błyszczał i olśniewał swoją urodą z powodu napiętego terminarzu. To znaczy, będzie grał, o ile swoim zachowaniem mi go właśnie nie przepłoszyłeś.
- Skoro tak twierdzisz. - Przybrał minę „wiem coś czego ty nie wiesz”, chociaż szczerze wątpiłem, by rzeczywiście coś takiego było. - A teraz wybacz, przyszedłem tylko zabrać gitarę, śpieszy mi się. Do zobaczenia, Ya-san, powodzenia z chłopaczkiem! - Dał mi jeszcze buziaka w policzek po czym, machając na odchodnym na pożegnanie, zakręcił do jednej z wielu sal, nie słysząc już wiązanki niecenzuralnych słów, które posłałem pod jego adresem.

Otwartą pięścią uderzyłem o liliową ścianę holu w moim domu, wyrzucając z siebie złość i frustrację nagromadzone przez cały dzień. Wydawałoby się, że wizyta Kitamury w studiu wynagrodzi wcześniejsze niedogodności – rozbitego ulubionego kubka z dopiero co przygotowaną kawą, wypadającymi drzwiami od kabiny prysznicowej, które przecież niedawno naprawiałem, bliskiej, tragicznej śmierci poprzez potrącenie wózkiem sklepowym z prędkością rakiety kosmicznej przez starszą panią z morderczym wyrazem twarzy i mruczanego „nie ma sprawy” kiedy rozwrzeszczana mała dziewczynka zaczęła krzyczeć do swojej mamy coś na temat brzydkich, pomalowanych panów. A przecież nie miałem ani kropli makijażu na twarzy!
Kiedy zobaczyłem młodszego mój humor od razu się poprawił. A jednak, kiedy Ryo niemalże w panice wybiegł ze studia, na odchodnym w roztargnieniu szepcząc coś o pochopnie podjętej decyzji, nieświadomie zabrał ze sobą wszystkie ostatki radości, które zdążył wyhodować we mnie przez kilkanaście minut przebywania w jego towarzystwie. Mogłem spodziewać się, że Akihide, ze swoim specyficznym poczuciem humoru może palnąć jakieś głupstwo... Dlaczego nie próbowałem przed tym ochronić Kitamury? Teraz już nic nie mogę zrobić, pozostaje mi czekać na rozwój wydarzeń. Od poczucia bezradności nienawidzę bardziej tylko poczucia bezradności wywołanego przez dzieciaka znanego mi od zaledwie dwóch dni.


####


„Może przesadziłem?”. Taka myśl zawitała w mojej nie do końca trzeźwej głowie, gdy tylko wróciłem z baru. Nie znajdowałem ostatnio innego sposobu, by poradzić sobie ze stresem, jak uciekanie do barów i picie na potęgę. Nie byłem tam sam, na szczęście zawsze był przy mnie mój przyjaciel, który pilnował bym nie zrobił nic głupiego.
-Chyba jestem naprawdę pijany – jęknąłem, opadając ciężko na łóżko. Zapach wiśni rozniósł się po pokoju, gdy tylko idealny stan pościeli został naruszony. Lubiłem ten zapach, kojarzył mi się w jakiś sposób z Yasu i uspokajał mnie. Naprawdę długo się naszukałem, nim znalazłem ten płyn do tkanin. Westchnąłem, odwracając się na bok i szukając wzrokiem jakiegoś stałego punktu zaczepienia by świat przestał wirować. – Pewnie w końcu i tak nie zrezygnuję, za bardzo mi zależy… Chyba przesadziłem z tą reakcją… Spanikowałem?
Przymknąłem powieki, czując jak bezbrzeżne zmęczenie ogarnia powoli całe moje ciało. Nie miałem siły się temu opierać.
-Wrócę tam i wszystko wyjaśnię – wymamrotałem jeszcze, nim całkowicie pogrążyłem się we śnie.